A gdyby tak… No właśnie. No więc znów sięgam do historii. Poniżej zamieściłem stronę tytułową reprintu p. Andrzeja Gramsza z 2002 roku, która otrzymałem niedawno w prezencie, właśnie na potrzeby tegoż tekstu.
Potrzebowałem informacji o stanie miasta Łodzi z początku XIX wieku. Ogólnikowej, ale na tyle dokładnej, by przypasowała mi do mojej koncepcji. W tejże książeczce znalazłem w zasadzie jeden akapit, który całkowicie wyczerpuje moją potrzebę wiedzy. Upewnienia się, że moja teoria mogła by być dosyć prawdopodobna. Zacytuję ten akapit:
Przed trzydziestu laty, w obrębie ziemi Łęczyckiej, wśród dziewiczych do koła lasów, drzemała snem zapomnienia nędzna mieścina. Niczem się znakomitszem wśród okolicznych nie odznaczała siedzib: mały, brudny rynek i z niego rozpryśniętych kilka ulic, biednie i rzadko zabudowanych, były przytułkiem kilkuset mieszkańców, z rolnictwa byt utrzymujących: handel żaden, bo miasteczko żyło samem sobie. Wtedy nie każdemu i znaną może nawet była ta osada, jedynie tylko dawnością swego istnienia szczycić się mogąca.
Koniec cytatu. Bo i więcej mi nie potrzeba do tego.
Data druku pierwszego to 1853 rok. Minus trzy dziesiątki i mamy obraz Łodzi z lat dwudziestych XIX wieku. Co dookoła było wtedy? Ano, dookoła Łodzi były lasy. W bród i ciut ciut. I kilkanaście strumieni szumnie rzekami zwanych. A co dają lasy? Ano lasy dają drewno. A na co to drewno? Ano na budynki i na opał. A co daje opał? Ciepło. A ciepło może ogrzewać wodę. A ogrzana woda paruje. A, że parę da się ściskać i poddana sprężaniu rozprężać się będzie więc da napęd do tłoków a tłoki napędzą koła zamachowe a te poruszą pasami inne koła, które poruszą maszyny. Zgadza się? A te kilkanaście rzeczułek mogło swym przepływem przecież napędzać koła młyńskie, a przecież nie tylko młyny bo i folusze mogły być tak \”zasilane\”.
A u nas było inaczej. Pabianice, jako stolica włości pabiańskich od kilku wieków była włością rolną zatem pola uprawiano, wydzierając kolejne połacie lasów pod zasiewy. I kiedy nadeszła rewolucja przemysłowa, nie było czym palić w piecach na tyle dużą ilością pobliskiego opału, by opłacało się budować fabryki u nas. A Łódź była tuż tuż i zawsze za miedzą \”hrabstwa pabianickiego\”, jak też zdarzało się tytułować nasz region.
Powyżej zamieściłem fragment północnej części dóbr pabianickich, tak zwany klucz Bruss (nr 12 wg kolejności autora tych planów – geodety imć Odrowąża Pieniążka), gdzie zaznaczono tylko dla orientacji lokalizację wsi zwanej Łodzią. To jest stan do roku 1796, czy o raptem dwie i pół dekady od wcześniejszego cytatu. Nawet w tej północnej części widać jak wyrąbano całe połacie lasów na rolne potrzeby, zostało tylko od północnej i wschodniej strony nie ruszonych borów, które dalej otaczały inne wioski. Poniżej przedstawię wam fragment mapy z kwadratu C3 Davida Gilly opracowanej w latach 1802-1803, gdzie widać wyraźnie jak wyglądały te tereny na północ i wschód od naszych włości.
Popatrzcie, jak przetrzebiono tę odwieczną puszczę u nas, a jak wiele jej zostało na terenach poza granicami dóbr włości kapitularnych. W zasadzie, patrząc tylko na gołe placki można sobie całkiem dokładnie wytyczyć zasięg tych dóbr. No i dochodzimy do sedna teorii. A gdyby tak prąd wymyślono ze sto lat wcześniej? A gdyby tak popularyzacja tego zjawiska zawitała do nas o tyleż wcześniej? Jak by to mogło wyglądać? Kiedyś zasłyszałem taką anegdotę, że Urząd Miasta Łodzi zaproponował Urzędowi Miasta Pabianic połączenie miast. I UMP odpowiedział, ze bardzo chętnie, o ile Łódź będzie dzielnicą Pabianic 😉 Skoro do tego nie doszło, można wnioskować, że się to łodziakom nie spodobało… Ale! Ale gdyby moja teoria miała rację bytu, jestem zupełnie pewny, że nigdy nie było by województwa łódzkiego, nie było by miasta Łodzi. Za to było by województwo pabianickie, gmina sięgała by aż do Julianowa, może nawet jeszcze wyżej, do Arturówka. I Łódź była by co najwyżej dzielnicą naszego miasta a może wchłonięta przez ościenne wioski zaginęła by w urbanistycznej pomroce dziejów. Kiedyś przyśniło mi się, że nie było Bugaju, że miasto rozrosło się piękną dzielnicą domków jednorodzinnych w stronę Karolewa. Potem natrafiłem na skan niemieckich planów rozwoju urbanistycznego miasta z okresu okupacji. To też jest czyjaś fantazja, choć oparta na nieco innym podłożu, nieco inaczej przedstawiona i zaplanowana. Ale można ją również potraktować jako punkt wyjścia do alternatywnej przyszłości miasta.
Czas jakiś później jeszcze inny plan trafił w me oczy, również niemiecki, również z czasów okupacji, który uwzględniał regulację ulic miasta oraz budowę sporej magistrali kolejowej na północy miasta, w rejonie dzisiejszej Dąbrowy i Teklina. Jak widać, planowano również budowę obwodnic wokół miasta, choć znacznie bliżej niż współczesne. Pomarzyć dobra rzecz. Pośnić również. Bo i czemu nie? Koszt żaden a pola do popisu dla wyobraźni całe mnóstwo Czyli co by było gdyby. A zatem, co by było gdyby elektryfikacja przemysłu weszła na nasze tereny jakieś 70 lat wcześniej? Celowo piszę tu o \”naszych terenach\”, gdyż w XIX wieku Polski na mapie świata nie było. Period. Zatem… ale może od początku. Za pierwsze ślady osadnictwa w rejonie Pabianic uznaje się tu czasy VI – V p.n.e. Z czasem \”rozrosło\” się to do tak zwanego Opola Chropskiego. Nazw tłumaczyć nie ma sensu, każdy chętny łatwo je odnajdzie w sieci. W 1086 r. Chropy przekazała Judyta, żona księcia Władysława Hermana – podobno jako ofiarę w intencji uzdrowienia z długiej bezpłodności – Kapitule Krakowskiej. I tak nasi pradziadowie trafili pod zarząd kościoła. Dosłownie. I żyli sobie pod tym zarządem przez dobre 700 lat. Raz było lepiej, raz gorzej, ale ogólnie byliśmy w \”jednych rękach\” długi czas. A potem przeszła sekularyzacja dóbr kościelnych i trafiliśmy pod władanie rządowe. Nie będę się zagłębiał w detale, nie o tym jest dziś ten artykuł. I tu kończy się wątek historyczny a zaczyna się ułańska fantazja autora. Kiedyś spotkałem się z fotografią grupy ludzi bodaj z jakąś maszyną w tle, opisaną (mniej więcej) jako brygada remontowa elektryków – 1896. Zaskoczyło mnie to trochę, gdyż nie spodziewałem się, że jeszcze w końcówce XIX wieku elektryfikacja już na dobre zagościła w przemysł włókienniczy do stopnia konieczności posiadania zespołów mechanicznych do obsługi i konserwacji urządzeń elektrycznych. To poddało mi wtedy inną myśl – pomysł na taki artykuł.
Z czasem okazało by się, że nasze ziemie, tak dobrze – rolnie zagospodarowane, nie potrzebowały by lasów do ich wyżynania! Potrzebowały by za to lnu, konopi i bawełny. A do tego – pól, które już przecież miały. Wystarczyło by wybudować fabryki i zamiast województwa łódzkiego, było by pabianickie.
Miałem kiedyś sen, że Pabianice były zielone, że było mnóstwo parków i zieleńców, że Zamkowa w większej części była deptakiem, że zamiast blokowiska na Bugaju mieliśmy piękną dzielnicę domów jednorodzinnych za Strzelnicą, od Karolewa aż po Hermanów. To był piękny sen 🙂